Prześladowanie na wrocławskiej uczelni.

Do skandalu doszło na jednej z wrocławskich uczelni. Prześladowana i zastraszana była pani adiunkt oraz jej życiowy partner. Oprawcą okazała się… pani Profesor z tej samej uczelni. Sprawa została już zakończona, jednak jej rozwiązanie jest zaskakujące dla wszystkich.
Wyzwiskom nie było końca.
Gdy pani Doktor z wrocławskiej uczelni zaczęła dostawać podejrzane i niepokojące smsy, nie chciała interweniować, licząc na to, że oprawca sam zrezygnuje. Wyzwiska były naprawdę okrutne: „Ty dzielnicowa kur…”, to tylko jedna z wielu obraźliwych wiadomości. Wyzwiska dotyczyły też partnera życiowego pani adiunkt, pracującego na tej samej uczelni, którego nazwano między innymi: „podstarzałym profesorkiem, figlującym ostatkiem sił”.
Zastraszona pani Doktor postanowiła działać.
Po kilku miesiącach sprawa wyglądała coraz gorzej. Kobieta zaczęła dostawać głuche telefony, zaczęła bać się prześladowcy. Wiadomości zaczęły też pojawiać się na skrzynce rektora Uniwersytetu. Kobieta czuła się wykończona psychicznie, zaczęła bać się o swoje życie. Psycholog, do którego się udała stwierdził bez wątpienia, że ma ona objawy charakterystyczne dla ofiar stalkingu. Para postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i przeanalizować treść wiadomości. Uznali, że oprawcą na pewno jest osoba z ich otoczenia, która wie, kiedy i gdzie wyjeżdżają oraz w jakich godzinach pracują. Podejrzaną została była partnerka Profesora, która była zazdrosna o jego nowy związek. W maju 2014 roku policja przeszukała jej dom i sprawdziła, że z komputera kobiety została wysłana część maili.
Nieoczekiwany finał.
Kobiety nie zwolniono dyscyplinarnie z uczelni, ponieważ w przypadku zwolnienia z tak wysokiego stanowiska, decydować może tylko Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Za wystarczające uznano publiczne przeprosiny i po tysiąc złotych odszkodowania dla prześladowanych. Po odwołaniu pary, kwota ta została zwiększona do pięciu tysięcy. Jednak po takiej decyzji, odwołała się sama prześladowczyni. W końcu cała sprawa została umorzona, a kobieta w dalszym ciągu pracuje na uczelni. Zwolniona została za to pani adiunkt na mocy grona profesorów, w tym również jej prześladowczyni, mimo że sprawa już dawno wyszła na jaw. Kobieta zażądała więc zadośćuczynienia od uczelni, za mobbing i bezpodstawne zwolnienie. Wypłacono jej niemal 50 tysięcy zł odszkodowania. Zupełnie inaczej wygląda kariera pani profesor na wrocławskiej uczelni, która mimo całej sprawy awansowała na stanowisko pełnomocnika rektora. Jak widać, nie zawsze możemy oczekiwać sprawiedliwości. Przerażające jest, jak zachowują się ludzie wykształceni, na wysokich stanowiskach i na jaką bezkarność pozwala im władza.